Jechaliśmy furmanką żołnierzy Wehrmachtu, którzy dowozili aprowizację do szpitala i na jednym z przejazdów kolejowych zostaliśmy zgarnięci przez gestapo, i wyeksportowani razem z innymi do obozu w Pruszkowie. Tam byliśmy chyba przez tydzień. Wspomnienia straszne, bo ja powinienem mieć opatrunki zmieniane dwa razy na dobę, a miałem zmieniane raz na trzy dni, jak się udało. Za przeproszeniem, wszy po tych ranach łaziły.
Jakimś cudem matka załatwiła zwolnienie z tego obozu i dotarliśmy do szpitala w Żyrardowie.