Relacja Wojciecha Prośniewskiego
Wreszcie Pruszków. Durchgansglager 121. Znowu stajemy się popędzanym bydłem. Schneller, polnische schweine, weite! Wganiają nasz transport do ogromnej hali. Na ścianach popisane nazwiska i informacje o tych, którzy już tu byli przed nami. Goły beton będzie naszym łóżkiem. Mama szykuje dla mnie legowisko. Po tym zapaleniu stawów beton byłby zabójczy, a nie wiemy, jak długo będziemy tu gościć. Mama wykombinowała dla mnie dwa koziołki służące do piłowania drewna, położyła na nie arkusz blachy, też nie wiem gdzie zdobyty. Będzie nieco lepiej. Wkrótce przepędzają nas do innej hali, następnego dnia do kolejnej. Każda z nich oznaczona jest numerem, a jak obozowa plotka niesie, każdemu numerowi przypisany jest cel dalszej podróży. Może być Auschwitz, do bauerów w Rzeszy, albo gdzieś w GG. Każda zmiana hali wywołuje strach przed Oświęcimiem. Gdzie trafimy? W tłumie napotkamy na wujka Bronka. To niesamowity przypadek. Na razie trzyma się naszej grupy składającej się z ludzi starszych, chorych i dzieci. Liczymy na to, że ta grupa przeznaczona będzie do rozrzucenia po GG. Przyjeżdża RGO, lub PCK z kuchnią polową. Z kotłów leją nam gorącą, jarzynową zupę. Radość wielka.
Wstecz...
|